rotmistrz pilecki
walka z normalnością

Witold Pilecki – do końca wierny człowiek honoru

Dziś prawdziwi bohaterowie, zepchnięci w niepamięć, wegetują w niszowych środowiskach, czczeni w kręgach środowiskowych i rodzinnych. W tym samym czasie moralne i polityczne kreatury narzucane są jako wzorce w literaturze i sztuce, w nauce i oświacie, przede wszystkim zaś – w masowych (a więc opiniotwórczych) gazetach i tygodnikach, które w ramach pluralizmu niby dają nam jakiś wybór, w istocie zaś prezentują skrajnie tendencyjną wybiórczość. Dziś, przy okazji święta państwowego, jakim jest Dzień Żołnierzy Wyklętych, nasza notka historyczna o postaci wielkiej siłą swego charakteru, oddaniem wartościom rodzinnym i Ojczyźnie – rotmistrzu Witoldzie Pileckim.

Jedną z największych postaci pierwszej połowy XX wieku w Polsce był niewątpliwie Witold Pilecki. Choć po 1989 roku formalnie został przypomniany (bo już wolno o nim mówić i pisać), to tak naprawdę istnieje w zbiorowej pamięci Polaków w bardzo niewielkim zakresie. Nie powstały o nim dzieła literackie ani filmy fabularne, nie jest przypominany niemal w żadnej formie. Było kilka marszów rotmistrza Pileckiego, parę konferencji prasowych i wykładów historyków. Ale czy to na pewno wszystko ze strony potomnych, na co zasługuje niezłomny bohater z Auschwitz?

Jak to się dzieje, że „siły ustanowione” mają tak wielką moc, aby ponownie zabijać pamięć o ­człowieku, który swe niezbyt długie (brutalnie przerwane przez stalinowskiego kata strzałem w tył głowy) życie potraktował poważnie? Dla którego wierność czy honor to nie były puste pojęcia, w które można koniunkturalnie wlewać dowolną treść, zależnie od okoliczności? Czy nie jest to także nasza wina, że niewystarczająco dużo robimy, aby taka wielka postać zajęła godne i należne jej miejsce nie tylko w naszych sercach czy umysłach, ale w zbiorowej pamięci narodu? I to pomimo takich licznych akcji w zakresie utrwalania zbiorowej pamięci i ujawniania prawdy o prześladowaniach Polaków, jak np. akcja „Wołyń na Powązki”, którą rozpropagowało Stowarzyszenie Piotra Skargi? Aby poszukać odpowiedzi na te pytania, cofnijmy się najpierw do historii życia rotmistrza Pileckiego – bohatera tego tekstu.

Witold Pilecki – obrońca polskich Kresów

Witold Pilecki urodził się na początku XX wieku, dokładnie 13 maja 1901 r. Był więc reprezentantem pierwszego pokolenia, któremu dane było wchodzić w dorosłość już w wolnej (po 123-letniej niewoli) Polsce. Z nielegalnym w carskiej Rosji skautingiem (późniejszym harcerstwem) związał się już w trakcie nauki gimnazjalnej w Wilnie. Lata I wojny światowej spędził z matką i swym rodzeństwem na Mohylewszczyźnie (obecnie Białoruś), do szkoły uczęszczał w Orle, gdzie założył pierwszy polski zastęp harcerski i patriotyczne kółka samokształceniowe.

Jesienią 1918 r. znalazł się ponownie w Wilnie, gdzie wraz z grupami miejscowych harcerzy włączył się do grup polskiej samoobrony. Już wkrótce trafił do słynnego oddziału braci Dąmbrowskich: mjr. Władysława i rtm. Jerzego (posługującego się pseudonimem: „Łupaszka”). Służyło w nim wielu sławnych później ludzi – m.in. Stanisław Mackiewicz (Cat) z młodszym bratem Józefem (później obaj znani jako publicyści i literaci), Eustachy książę Sapieha, książę Włodzimierz Czetwertyński, Jan hr. Tyszkiewicz. W oddziale tym młodziutki Witold Pilecki spędził rok jako uczestnik walk i potyczek w obronie polskich Kresów.

Po demobilizacji wrócił do nauki w wileńskim gimnazjum, aby już w lipcu 1920 r., wobec sowieckiej nawałnicy na Polskę, ponownie znaleźć się w oddziale rtm. „Łupaszki”. Walczył m.in. na przedmieściach Warszawy. Po zakończeniu wojny znów stał się cywilem i podjął dalszą naukę. Maturę uzyskał w maju 1921 r. i następnie ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu.

W 1922 r. rozpoczął studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, jednak z powodu wielkich trudności materialnych nie mógł ich ukończyć. Podjął pracę zarobkową w rodzinnym majątku Sukurcze. W 1931 r. ożenił się z nauczycielką Marią Ostrowską. Mieli dwoje dzieci – syna i córkę.

Pilecki – dobrowolny więzień

Podczas wojny obronnej 1939 r. ppor. Witold Pilecki był zastępcą dowódcy kawalerii dywizyjnej 19 Dywizji Piechoty, następnie w 41 DP. Po ustaniu działań wojennych kontynuował walkę w partyzantce antyniemieckiej aż do 17 października 1939 r. Następnie przedostał się do Warszawy, gdzie wraz z mjr. Janem Włodarkiewiczem założył Narodową Armię Polską (NAP) przekształconą wkrótce w Tajną Armię Polską (TAP) – jedną z największych i najbardziej zasłużonych organizacji konspiracyjnych. Miała ona oblicze chrześcijańsko‑narodowe, o czym świadczyła przede wszystkim treść przysięgi ułożonej przez Pileckiego:

Przyjmując za dewizę mego życia hasło:

Bóg, Honor i Ojczyzna

I ślubując Narodowi Polskiemu bezgranicznie wierną i ofiarną służbę, –

Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu i Matce Boskiej Królowej Korony Polskiej, –

1. iż jedynie legalnemu Rządowi Gen. Sikorskiego i władzom przełożonym organizacji wojskowej NAP ścisłą karność i bezwzględne posłuszeństwo dochowam wiernie,

2. że powierzonych mi tajemnic organizacyjnych wiernie i ściśle przestrzegać będę i z nikim na ten temat rozmów poza służbą prowadzić nie będę,

3. iż składając wszystkie me siły dla dobra Ojczyzny, składane na mnie obowiązki, wedle mej umiejętności, z całą sumiennością i ofiarnością wykonywać będę – aż do chwili, gdy z mej przysięgi przez władze organizacyjne zwolniony nie zostanę.

Tak mi dopomóż Bóg!

W TAP Pilecki był szefem sztabu (pod ps. „Witold”), następnie głównym inspektorem i szefem oddziału organizacyjno-mobilizacyjnego. Po założeniu przez Niemców obozu koncentracyjnego dla Polaków w Auschwitz, Pilecki postanowił przedostać się tam, zbadać panujące warunki i przede wszystkim – utworzyć obozową konspirację. Do Auschwitz trafiło bowiem bardzo wielu oficerów WP zesłanych za działalność niepodległościową. I tak zrobił – dokonał niewiarygodnego wręcz wyczynu, wymagającego nie tylko odwagi (jakiej zresztą nigdy mu nie brakowało), ale też precyzyjnie opracowanego planu i szerokich horyzontów umysłowych. 21 września 1940 r. był już w Auschwitz, gdzie otrzymał nr 4859. Nie sztuką było tam zginąć (wszak była wojna i śmierć groziła na każdym kroku). Sztuką było zrealizować tak nakreślony zamiar – przedostać się w grupie więźniów do największej fabryki śmierci w dziejach świata – niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, zorganizować tam ruch oporu, przesyłać okresowe meldunki (pierwszy jego raport dotarł do Londynu już 18 marca 1941 r.) oraz następnie dokonać udanej ucieczki i sporządzić całościowy raport. Jemu to wszystko się udało.

Wyrok zamiast piedestału

Gdyby Pilecki nie był Polakiem, to czciłby go cały świat, a powojenne lata zapewne spędziłby fetowany powszechnie jako bohater. Jemu nie było to dane. Po ucieczce z Auschwitz (nocą 26/27 kwietnia 1943 r.) żył tylko jednym – jak zaalarmować o tym, co tam przeżył i widział oraz dokonać udanej akcji rozbicia obozu i uwolnienia jak największej liczby więźniów. Spotkało go wielkie rozczarowanie. Jego konspiracyjni przełożeni nie widzieli szans na przeprowadzenie takiej akcji, a możni tego świata, choć byli odpowiednio poinformowani o jego raportach, całą rzecz po prostu bagatelizowali, mając „ważniejsze” sprawy na głowie niż ratowanie setek tysięcy istnień ludzkich…

Jego ponowna praca w konspiracji w KG AK koncentrowała się na wywiadzie, do czego miał zresztą szczególne predyspozycje. Od wiosny 1944 r. brał udział w przygotowaniach do utworzenia organizacji NIE, na wypadek coraz bardziej prawdopodobnej okupacji sowieckiej w Polsce. W Powstaniu Warszawskim wziął udział jako ochotnik, początkowo jako strzelec w NSZ-owskiej Kompanii „Warszawianka”, następnie jako dowódca kompanii w Zgrupowaniu „Chrobry II”. Popowstańczą niewolę przebył w obozach w Lamsdorfie i Murnau, gdzie wyzwolili go Amerykanie.

Podczas służby w II Korpusie we Włoszech podjął się organizacji siatki wywiadowczej. Jako Roman Jezierski jesienią 1945 r. przedostał się do Polski i zorganizował własną grupę konspiracyjną, która w ogóle nie nastawiała się na walkę zbrojną. Mimo że otrzymał formalny rozkaz powrotu do II Korpusu, nie mogąc znaleźć następców, pozostał w kraju, narażając się na coraz większe niebezpieczeństwo. 6 maja 1947 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy MBP. Okrutne śledztwo (pod osobistym nadzorem Józefa Goldberga-Różańskiego) trwało zaledwie kilka miesięcy. Już 15 marca 1948 r. został skazany na karę śmierci z uwagi na popełnienie zarzucanej mu przez komunistów „zbrodni zdrady stanu i narodu”.

25 maja w godzinach wieczornych kat Mokotowa, sierż. Piotr Śmietański, katyńskim strzałem w tył głowy pozbawił życia zaledwie 47-letniego bohatera Polski Podziemnej… Został on pogrzebany w nieoznaczonym grobie, prawdopodobnie w okolicach cmentarza przy kościele św. Katarzyny na Służewie.

Rotmistrz Pilecki, czyli bohater niewygodny

Przez ponad 40 lat w komunistycznej Polsce nie było miejsca na publiczną pamięć o Pileckim. Dopiero 1 października 1990 r. jego wyrok został uznany za nieważny. Jego oprawcy – oficerowie śledczy, sędziowie, prokuratorzy – nie ponieśli żadnej kary. Niektórzy zmarli, przeciwko innym brakuje podobno instrumentów prawnych. Mamy więc do czynienia z klasycznym mordem sądowym, w którym oprawcy pozostają całkowicie bezkarni. Nikt ich nie pozbawił specjalnych przywilejów: wysokich emerytur, stopni wojskowych i najwyższych odznaczeń… Nie jedyny to przypadek bezkarności, jaką zapewniono zbrodniarzom komunistycznym w Polsce po 1989 roku.

Kat rotmistrza, Piotr Śmietański, na fali wewnątrzpartyjnych porachunków wyjechał w 1968 r. do Izraela. Ponieważ cała „emigracja marcowa” traktowana jest jak monolit, to i on może uchodzić teraz za ofiarę „polskiego antysemityzmu”.

Sprawa Witolda Pileckiego ma w Polsce po 1989 r. dalszy, bardzo niespodziewany ciąg. W połowie lat 90. byłem świadkiem publicznego wystąpienia wysokiego urzędnika państwowego, który – zasłuchany sam w siebie – gorąco przekonywał zebranych, że w tej sprawie nic się nie da zrobić, bo przecież Pilecki się przyznał do zarzucanych mu czynów i podpisał protokół, że czyni to dobrowolnie.

Niegodny orderu?

W 60. rocznicę wyzwolenia Auschwitz ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski wymieniał szczególnie zasłużonych więźniów tego obozu, m.in. Józefa Cyrankiewicza, Tadeusza Borowskiego i Władysława Bartoszewskiego. Witold Pilecki i o. Maksymilian Kolbe – nie dostąpili tego zaszczytu. Dlaczego? O tym prezydent Kwaśniewski, tkwiący w komunistycznej mentalności ludzi zwalczających przez kilka dekad każdy przejaw patriotyzmu, głośno nie mówi.

Nie chodzi nam o to, by podważać dobre moralnie zachowania w ekstremalnych warunkach obozowych innych osób, takich jak Cyrankiewicz – który wówczas organizował Msze Święte dla współwięźniów. Prezydent Kwaśniewski po prostu wolał przemilczeć tych największych bohaterów, nie dając im choćby symbolu chwały. Takiego, jak gest z 2006 r., kiedy to jego następca – prezydent RP Lech Kaczyński – przyznał rtm. Pileckiemu pośmiertnie Order Orła Białego. Zrobił to zresztą wbrew opinii Władysława Bartoszewskiego, który był wówczas członkiem Kapituły tego Orderu.

Inicjatywę w sprawie upamiętnienia Witolda Pileckiego podjął też Senat RP. W uchwale z 7 maja 2008 r. uznano go za godny naśladowania wzór Polaka, bez reszty oddanego sprawom Ojczyzny. Znacznie wcześniej, bo już w 1978 r., prof. Michael Foot z Uniwersytetu Manchester, nazwał go jednym z sześciu najodważniejszych ludzi w Europie (M. Foot, Six Faces of Courage, London 1978).

Coraz głośniej w internecie. Inicjatywę podejmuje Stowarzyszenie Piotra Skargi

Liczne artykuły na cześć Witolda Pileckiego opublikował portal PCh24.pl, którego wydawcą jest Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Warto wspomnieć tutaj choćby wywiad z reżyserem filmu o Pileckim pt. „Niewygodny rotmistrz Pilecki”, czy też tekst „Lewica „zapisuje” rotmistrza Pileckiego do Antify”.

Witold Pilecki był człowiekiem, który swe życie potraktował niezwykle poważnie. Choć było ono – nie z jego winy – krótkie, to zdołał przejść przez nie z podniesioną głową, bo pozostawał zawsze wierny wyznawanym wartościom. I przede wszystkim był prawdziwym człowiekiem honoru. Patrzmy uważnie, kto i dlaczego usiłuje nam dziś narzucać zupełnie inne, zakłamane wzorce i lansuje jako ludzi honoru moralne kreatury, a bardziej zrozumiemy, co stało się z Polską w latach 1944-1989 i kto jest za to (współ)odpowiedzialny. Oceniając i poznając naszą narodową przeszłość lepiej zrozumiemy wiele z tego, co dokonuje się dzisiaj wokół nas.